środa, 19 lutego 2014

My 100 happy days – Dzień 4 – czyli dzień fucka i siusiaka

Tyle dobrych rzeczy się dziś zdarzyło, że sama nie wiem, od czego rozpocząć.

Pierwsze primo. Zacznę od spraw bytowych. Mój najważniejszy zleceniodawca przedłużył ze mną umowę! W praktyce oznacza to, że nadal mogę robić to, co uwielbiam, czyli pisać, tworzyć teksty i kampanie, a w dodatku jeszcze mi za to płacą! Dla mnie bomba nad bombami☺

Drugie primo. Pamiętacie moje żale nad Benkiem i brak zrozumienia dla trójjęzyczności? Dziś mogłabym tym wszystkim osobom, które trójjęzyczność widzą jako problem, a nie dar, pokazać, mówiąc obrazowo, jeden z moich palców. Najlepiej środkowy.

Dlaczego? Bo dziś miałam rozmowę z Logoterapeutką (tak, skierowano nas na logoterapię) Benka podsumowującą sesje 10 spotkań. I Pani poinformowała mnie, że:

-    dzieciak jest bystry
-    dzieciak jest zdolny
-    dzieciak potrafi zrozumieć w ciągu godziny to, co innym dzieciom zajmuje kilka (naście) godzin
-    dzieciak ma rewelacyjny słuch i potrafi odtworzyć praktycznie KAŻDY ze znanych jej dźwięków
-    zdefiniowane przez przedszkole problemy z koncentracją mogą de facto nie być problemami z koncentracją, ale zwyczajnym brakiem zainteresowania (dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam?????) ofertą zajęć przedszkolnych
-    zdefiniowane przez przedszkole problemy socjalizacyjne mogą de facto nie być problemami stricte socjalizacyjnymi, ale kwestią charakteru – dorośli też niekoniecznie „kolegują” się z osobami o odmiennych zainteresowaniach (i ponownie: co za gamoń ze mnie, że na to nie wpadłam???)
-    wszystko co robimy w kierunku nauki naszych języków ojczystych (PL i ES) jest jak najbardziej poprawne!

Po raz pierwszy w Niemczech ktoś okazał zrozumienie dla inności (tak trójjęzyczność to INNOŚĆ) i zauważył w niej coś bardzo pozytywnego. MEGA highlight dla mnie!!!

Trzecie primo. Marcel gada jak najęty. Gada śmiesznie, bo czasem nie potrafi odmieniać i składa zdania złożone z luźnych słów.
Przed snem czytamy dziś książeczkę o Baranku czyścioszku.

Historii przytaczać nie będą bo nie jest w tym kontekście istotna. Ważne jest natomiast, że baranek miał przyjaciół. A zaliczały się do nich pasące się na trawce krówki.

Marcel relacjonuje:

Mama, klówka, muuuu, dzyń dzyń [tłum.: Mama, tam stoi krówka muu i ma na szyi dzwoneczek]

Klówka, cialna, biała [tłum. Krówka jest czarno biała]

Mama, klówka, siusiak! [tłum. Mama, krówka ma siusiaka! Przyp.: Skojarzenie z siusiakiem pojawiło się, gdy młody przyjrzał się wymionom]

Dalej z przejęciem:

Mama, klówka, duzio siusiak!!! [tłum. Mama, krówka ma dużo siusiaków!]

Tu poczułam się w obowiązku wyjaśnić, że nie są to siusiaki lecz wymiona, z których leci mleczko. Na to Marcel z jeszcze większym przejęciem:

Klówka, duzi siusiak, mlećko, duzi mlećko! [DOMYŚLNE tłum.: Krówka ma dużo siusiaków, z których leci dużo mleczka!]

Już brałam się za korygowanie, gdy nagle Marcel wstał, zdjął gatki i oglądając swojego siusiaka zapytał:

Mama, Malciel mały siusiak. Małe mlećko? Mlećko, tak!? Siusiak Malciel mlećko
 teź? [tłum. znowu domyślne: Mama, Marcel ma małego siusiaka, więc leci z niego mało mleczka? Ale mleczko leci, tak!? Z siusiaka Marcela też leci mleczko?]
...

Tłumaczyłam. Starałam się sprostować do czego siusiak, a do czego wymiona. Obawiam się jednak, że perspektywa mleczka z siusiaka była o niebo ciekawsza…


Ciao
Ola

3 komentarze:

  1. Cieszę się z powodu Benia :)
    teraz zdaje się nie można po prostu różnić się charakterem czy temperamentem - wszystko to są zespoły i dysfunkcje, do leczenia, prostowania. Bądź tu czlowieku mądry.
    A mleczko z siusiaka - hmmm, rzeczywiście ciekawa perspektywa, kwestia czasu :):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie bije od Ciebie prawdziwe szczęście - gratuluję! Tak trzymaj!!!
    A Marcel cudny :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. no to dał czasu Marceliński :) Piękne!

    OdpowiedzUsuń