sobota, 18 stycznia 2014

O radosnym pożegnaniu z choinką

Tak, dobrze napisałam.
Pożegnanie było radosne.
Dla chłopców przynajmniej.

Ale po kolei.

Choinkę ubiera się w naszym polsko – chilijsko  - niemieckim domu wcześnie. Bardzo nawet wcześnie jak na większość gustów, bo w przeddzień pierwszej niedzieli adwentowej.

Dzieje się tak, ponieważ choinka, lampki i cała wyjątkowa atmosfera najbardziej do mnie przemawiają przed świętami. Po świętach to już jakoś nie to samo, bo po świętach zaczynam już nieśmiało wypatrywać pierwszych oznak wiosny.

Wiem, klimat się zmienia i powinnam sobie wybić z głowy wypatrywanie wiosny w styczniu, ale cóż na to poradzić. Tak mam i już.

Ale wracając do choinki.

Jak wspomniałam, pudła ze świątecznymi dekoracjami przytaszczyliśmy z piwnicy w sobotę. O choinkę zatroszczyli się moi Panowie, zaś w ubieranie bawiliśmy się wspólnie (takie było założenie, bo skończyło się na tym, że drzewko ozdabiały tylko małolaty).

Gwoli ścisłości: zastanawiam się, czy słowo „ozdabiały” jest w tym miejscu właściwym: Marcel z uporem maniaka, wieszał po 3 – 4 ozdoby na tej samej gałęzi, kolejne 3 – 4 na sąsiedniej i tak dalej. Benio z anielskim spokojem przewieszał to co zawiesił Marcel, natomiast ja po kryjomu ściągałam to, co zawiesił Benio, bo liczba ozdób była ograniczona, a chciałam dzieciakom przedłużyć zabawę.

Po zakończeniu akcji zawieszeniowo – przewieszeniowej, usiedliśmy sobie wszyscy na kanapie żeby przyjrzeć się Pannie Zielonej w całej jej krasie.



Cóż mogę rzec…

Była to jedna z najbrzydszych choinek, jakie w życiu widziałam.
Jednocześnie ta ponad (!) godzina wspólnego ozdabiania była jednym z najjaśniejszych wspomnień tegorocznego adwentu.


Ubieranie choinki zawsze było dla mnie czymś niezwykłym, prawie magicznym…
Dzięki chłopcom, okazało się też czymś prześmiesznym☺

Ohydnej choinki znieść naturalnie nie mogłam. Chciałam, wierzcie mi. Chciałam. Przymykałam oczy, unikałam, ale w końcu nie dałam rady i to małoletnie dzieło POPRAWIŁAM zaraz w poniedziałek pod nieobecność rzeczonych małolatów.

Wreszcie miałam pięęęęękną choineczkę.
Do czasu aż chłopcy wrócili z przedszkola i rozpoczęli od POCZĄTKU akcję zawieszaniowo – przewieszaniową….
I tak było przez kolejnych kilkanaście dni.
W efekcie większość bombek się stłukła, a  ja w końcu wpadłam na genialny pomysł zainstalowania dziecięcej choinki w pokoju chłopców, a dorosłej choinki w salonie.

I problem się rozwiązał.

Ja miałam swoją, a oni swoją☺
Choinka w moim wydaniu:



Pierwotna wersja choinki, czyli choinka w wydaniu chłopców:
Zwróćcie uwagę na mistrzowskie rozmieszczenie srebrnego łańcucha!


Ze wszystkich moich choinek ta była zadecydowanie najładniejsza. Aż żal było ją rozbierać, ale jak mus to mus. A mus był, bo w Berlinie choinki można bezpłatnie wyrzucać tylko w określonym przedziale czasowym☹

Tedy, gdy zbliżać się zaczęła data ostateczna, wytłumaczyłam dziatwie (spodziewając się protestów, krzyków, płaczu itp), że z choinką i ozdobami czas się rozstać.

Protestów nie było.

Okazało się, że wyrzucenie starej choinki było dla chłopców kolejnym powodem do radości. Otóż wyobraźcie sobie, że moje dzieci czerpały radość ze sprawdzania, czy wyrzucona choinka została już zabrana, czy jeszcze może leży na ulicy (w Berlinie stare choinki tak po prostu stawia się przy ulicy i w wyznaczonym dniu wszystkie są hurtem zabierane).

No i ta moja dziatwa zaczynała przez kilka dni dzień od: „Ciekawe, czy ta choinka jeszcze tam stoi, czy ja zabrali???”

I lecieli sprawdzać.
Kilka razy dziennie.
Wczoraj została sprzątnięta, co wywołało nader dziwną jak na mój gust reakcję: HURRRRAAAA, ZABRALI!!!!

I kto tu za dzieciakami dojdzie???
Nikt.
Dzięki Bogu cały czas nas zaskakują.

Ciao
Ola

2 komentarze:

  1. Świetne! ;DDD
    Nie miej wyrzutów z powodu przewieszania po dzieciach. Ja robię to z czystym sumieniem. Wieszamy też na choince dużo pierników i cukierków. Ponieważ dzieci są sterroryzowane, nie śmią sięgnąć po nie same, zawsze pytają, czy mogą. Wtedy ja rozglądam się tajemniczo i mówię szeptem: tak, ale nie mów nikomu... I tak z każdym z osobna, Jarecki dzielnie udaje, że nie widzi a ja jestem mamą roku!
    A teraz cukierki już się dawno skończyły, wkrótce wyciepiemy choinkę przez balkon i damy znać Czesiuniom, że mogą ją sobie zabrać i spalić w kominku :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :))) to samo robie z piernikami!!!!

    OdpowiedzUsuń