czwartek, 2 maja 2013

Jak mus to mus. Bez kompromisów.

Jest takie jedno słowo, którego ostatnimi czasy nie trawię.

Kompromis.

Mam wrażenie, że ostatnich kilka tygodni upłynęło mi właśnie pod znakiem kompromisów. A to wszystko z jednego powodu, doskonale znanego osobom posiadającym przynajmniej jednego potomka.

Tak. Winowajcą i powodem kompromisowych rozwiązań jest oczywiście chroniczny brak czasu.

To przez niego ciągle trzeba wybierać.

Pouczyć Benia literek, czy zrobić nową kartkę? Popracować, czy poczytać książkę? Zrobić ciasto, czy wrzucić coś nowego na bloga? Wsadzić kwiatki, czy iść z Marcelem na huśtawkę?

A jak potomek nr 1 i wreszcie nr 2 wreszcie zaśnie następuje dylematów ciąg dalszy: jeść, czy spać? Prasować, czy poeksperymentować z farbą tablicową? Blogować czy facebookować? Przynajmniej w tej ostatniej kwestii wybór jest łatwy ☺

Bottom line mojego znęcania się nad Bogu ducha winnym kompromisem: co zrobić jeśli człowiek chce i to i to??? I jeszcze to i tamto…

Mój luby stwierdził: poczekać, aż dzieciaki urosną. A zresztą, powiada dalej mój latino, po co kochanie w ogóle tyle chcieć? Po co Ty sobie tyle zakładasz? Po co ciągle robisz listy i planujesz? Potem tylko się złościsz, że nie wszystko się udało…

Taaaak, cos w tym jest. Nie zmienia to jednak faktu, że ja lubię wszystko i najlepiej zaraz☺

Tego wszystkiego, co chciałabym tu uwiecznić, nazbierało się paradoksalnie i mimo chronicznego braku czasu - dość dużo ☺ Czyli w sumie wychodzimy na PLUS ☺

Wszystkim się dziś nie podzielę (bo przecież cierpię na ch.b.cz - chroniczny brak czasu), ale powoli, powoli…

Co nieco numer 1 to kartka urodzinowa, jaką zrobiłam dla 80-letniej Nonito – ukochanej babci mojego męża, którą wszyscy od lat nazywają Nonito (bo twierdzi, że słowo „abuela - babcia” ja postarza!).
Kiedyś oglądając jeden z setek albumów mojej teściowej zobaczyłam zdjęcie 18-letniej Nonito w objęciach Rene – ówczesnego narzeczonego, późniejszego męża. Fotka mnie urzekła i postanowiłam ją zabrać, w nadziei, że kiedyś się przyda. I przydała się:



Podoba mi się. Chyba najbardziej ze wszystkich moich dotychczasowych tworków cardmakingowych:)


A tu jeszcze zbliżenia:






Czas na kolejne co nieco.
A jest nim mus.
Bo jak mus to mus. Mus musi być ☺
I mus jest. Ale nie taki mus od muszenia☺ Inny… lepszy…

Cudownie lekki, pachnący, cytrynowy… 
W towarzystwie absolutnie czekoladowej pokusy. Taki romans musiał się naturalnie zakończyć happy endem. A jest nim:

Ciasto czekoladowe z musem cytrynowym



Pokusa okazała się silniejsza od niektórych:


Ciasto polecam z całego serca, znalazłam go tutaj, wraz z setkami innych fantastycznych odkryć smakowych. Przeglądam tę stronę od tygodni i jestem w niej absolutnie zakochana.

Na zakończenie trzecie co nieco.

Otóż mam piwnicę. Dwie piwnice w zasadzie.
Oznacza to duuużo miejsca do wynoszenia wszystkiego, co nie jest potrzebne, ale szkoda jakoś wyrzucić, no bo przecież może się przydać, bo można przemalować, przerobić, odpiąć, dopiąć, skleić itd. 
Oczywiście tak szczytne plany można sobie realizować, jeżeli nie cierpi się na ch.b. cz. - czyt. wyżej.
A jako, że ja cierpię właśnie na ch.b.cz. to mam nie szczytne plany ale graciarnię.
I w tej mojej graciarni, poszukując zbunkrowanego gdzieś auta / nocnika (!!!) dopatrzyłam się donic.

Donice były obrzydliwe. Żółte w jakieś wściekłe mazie. Do tego brudne, obdrapane, obite. W zasadzie idealny kandydat do wyrzucenia. Postanowiłam jednak dać im szansę. Pomalowałam, a jakże, na biało oczywiście i owinęłam sznurkiem. Oto, jak było na półmetku:

Stan końcowy pokażę w następnym poście.
A na razie zmykam, bo kolejny kompromis (farba tablicowa versus „The Hitchhiker's Guide to the Galaxy”) rozstrzygnięty dziś został na korzyść książki ☺

4 komentarze:

  1. Kartka przepiękna. Podziwiam szczerze osoby tak uzdolnione. W skrytości ducha im zazdroszczę tej śmiałości czynienia rzeczy piękniejszymi. Ciasto jak zawsze apetyczne. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za Twoje conieca! Są jak zwykle śliczne! U nas podobna graciarnia na strychu (piwnica w Anglii to racze rzadkość z uwagi na mokry klimat). Mamy tam też dużo. Zaczynam się już obawiać o nasz sufit :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj jak ja znam te kompromisy...czasem sama się sobie dziwię, że jakoś to "spinam" wszystko:)kartka CUDO! myślę, że babcia zachwycona i łzy wzruszenia murowane! no i czekam na odsłonę donicy!biel i sznurek to nie może się nie udać!p.s. akurat szukam przepisu na jakiś fajny tort z okazji Janka Komunii, więc chętnie skorzystam z przpisu:)papatki

    OdpowiedzUsuń
  4. Skąd ja to znam, ten wieczny brak czasu. Przy dzieciakach szczególnie ;)
    Owijanie doniczek sznurkiem to jest dobra myśl ;)

    OdpowiedzUsuń